czwartek, 7 listopada 2013











Listopad wybudził ze mnie stare tęsknoty i niedobory,które przez długi czas pozostawały szczelnie  zakonserwowane alkoholem,milczeniem,pozorną niepamięcią. Tęsknoty nieokreślone. Jakieś boskie niebyty rodem z amerykańskich seriali o idealnych dziewczynach z idealnych rodzin i średnią nieco powyżej 6.0. Listopad nie wiedzieć czemu zawsze niesamowicie mnie przygnębia,wszystko wydaje mi się inne,obce,niemoje i nieswoje. Skoro nie jestem swoja to jak mogę być czyjaś? A tak w ogóle to dlaczego...Jezus Maria,albo jestem tak skołatana albo na prawdę nie potrafię skleić już nic w miarę sensownego 










poniedziałek, 4 listopada 2013










                                                    "Szukałem słów, których jak zawsze nie było."

Witold Gombrowicz


Nigdy chyba nie mówiłam,że Gombrowicz jest moim mistrzem rzemiosła literackiego i sztuki życia.Odkąd nieco ponad dwa mniej lub bardziej mizerne lata temu przeczytałam 'ferdydurke' coś zrozumiałam.Coś do mnie dotarło.Coś mi się objawiło i urzeczywistniło,oświetliło. Od tamtej pory sięgam po Gombrowicza jak po wodę z głębokiej studni w chwilach mniejszej lub większej słabości. Ostatnio moja słabość przybiera na sile dość mocno,dość intensywnie rzeczywistość sypie się jak obraz z iluzji,jak proszek do pieczenia czy mąka trącone niechcący łokciem podczas żmudnego procesu pieczenia.Jak to mawiał Schopenhauer : semper eadem sed aliter,tylko ile razy można jedno i to samo wałkować w koło ,wmawiając sobie ,że wymierne trzysta sześćdziesiąt stopni ma jakiś sens. Wiecie ,zauważyłam,że kiedy zawiedziecie się na kimś raz,drugi,trzeci,dziesiąty to faktycznie jest bolesna sprawa,którą ciężko jest przeżyć,przełknąć,przetrawić i kurczymy się w sobie w konwulsjach niestrawności przy każdej próbie przyswojenia faktów. Ale kiedy przeżywa się to po raz dwudziesty czy kolejny ęty bądź ąty, to to już jest jak czerstwy chleb-nie chcemy go jeść,ale musimy,bo akurat nie ma nic innego i tak na prawdę nie zwracamy nawet uwagi,nie robi to na nas żadnego wrażenia,po prostu mielemy bezdusznie i idziemy dalej w szary dzień krocząc przez mdłą rutynę ,nie zmieniając nic nawet o milimetr i nie powracając do tego przykrego acz koniecznego posiłku. Myślę,że nie wierzę już nikomu ,bo w bezmyślności i w bezpatrzeniu,w bezsłuchu bezwidzenia i bezodbierania mogę zedrzeć sobie dziąsła. Całkowicie.