Najdroższa Warszawo,podczas ładowania tych cholernych zdjęć straciłam chęć do życia a już na pewno do zapieprzania na korepetycje za mniej więcej godzinkę.Najdroższa Warszawo,nawet papierosy nie pachną tak tragicznie jak twoje skażone historią mury.Najdroższa Warszawo,zawsze miałam słabość do postaci dramatycznych ,dotkniętych bytem lub niedowładem.Spalam się ,choć próbuję sobie wmówić ,że to całkowita nieprawda i totalna bzdura,wiesz.Zwęglam się choć udaję,że rozkwitam,rozwijam skrzydła czy coś.Co się skrzydeł tyczy to ewentualnie gubię pierze gdzieś w obrębie moich nóg acz poza zasięgiem wzroku,wyrywam sobie pióra.Nic nie wygląda tak jak wymarzyłam sobie w wieku lat raczkujących kiedy byłam skłonna myśleć pozytywnie i bekać nadzieją.To i owo w ostatnim czasie mi się zdarło,wydarło,przedarło wiecie i wiem,że palców nie kupię jak skarpet-na targowicy.W sumie to jest całkiem niestabilnie,oszukuje mnie podłoga.Warszawo,błagam-wciągnij mnie i nie pozwól się zatopić,daj oddychać,
poniedziałek, 17 lutego 2014
niedziela, 9 lutego 2014
poniedziałek, 3 lutego 2014
jałowe życie jałowa śmierć
Nic nie zmieniło się jakoś specjalnie.Może więcej palę.Tak,więcej palę i palę ostentacyjnie każdym małym gestem wskazując jak bardzo mi wszystko jedno i obojętne.Więcej też oddycham choć w sumie zawsze chciałam aby było odwrotnie,torując sobie drogę do tego słynnego o dwa zwanego powszechnie tlenem podobno niezbędnym do życia zaciągam się powietrzem z rychłą nadzieją nagłego zakrztuszenia.W nie tak dalekich otchłaniach mojej wyobraźni nieznośnie przesyconej smakiem gorzkiej rzeczywistości coraz częściej wyobrażam sobie,że upadam i nie wstaję.Czasem też (szczególnie dzisiaj) nie mogąc dojść do samej siebie zastanawiam się co by było gdyby,chociaż ja przecież tak nie znoszę gdybania,bo po co gdybać.Każda potyczka,każde niewyjścia,komplikacja,kompilacja zdarzeń,które są mi jak najbardziej nie po nosie,nie po myśli i nie tak uświadamia mi jak bardzo nie jestem stworzona do życia jakie mi narzucono.I coraz mocniej dociera do mnie,że ten dzień kiedy rzucę wszystko w pizdu i pierdoląc konwenanse w drodze po bułki do monopola wsiądę do pociągu byle jakiego i stawiając wszystko na jedną kartę wyjadę gdzieśtam,nie wiem gdzie,w stronę pociągu niedbale stąpając po szynach ślizgając się na powierzchni nie przysypanej piachem,nie potraktowanej solą.Nie jestem stworzona do bycia tym kim chcecie żebym była,czasem zapominam,że nie mogę czuć. Nie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)