wtorek, 30 lipca 2013

przeczekiwanie















Znowu zaczynam sierpień obdartymi paznokciami-pewne rzeczy pozostają niezmienne.Tak jak moja okropna,odwieczna potrzeba wolności,ucieczki.Ucieczki od wszystkiego,od problemów,od życia a już najchętniej od siebie samej.Zaczynam jednak najprostszą z możliwości pryśnięcia,sytuacji,która wydaje się tak naturalna jak czas przepływający nam przez palce i ginące godziny-stosunkowo miarowym ukończeniem szkoły z wynikami mówiącymi:przeżyłaś i studiami w wielkim mieście.To wszystko tak pięknie i zupełnie nierealnie brzmi,to jest dokładnie tak kiedy czekasz na coś 18 lat i nagle ku swojemu zdumieniu zdajesz sobie sprawę, że to już za moment,że już za chwilę nie będziesz widział przez szybę swojego pokoju tej smętnej,żałosnej wierzby,tego dziwnego pomnika którego pochodzenia tak na prawdę nikt nie zna i nie będziesz przechadzał się co dzień tymi samymi uliczkami,które znasz już chcąc nie chcąc na pamięć.Zawsze myślałam,że kiedy marzenia się spełniają czuje się niepohamowaną radość i uczucie spełnienia,wygranej walce.Kojarzyło mi się to z jakimś impresjonistycznym obrazem ukazującym melancholijny zachód słońca w ciągu upalnego lata.Dlaczego więc im bliżej mojego celu tym bardziej się boję? Czyżbym była uzależniona od ułudy szczerości i stabilności,od tych niewinnych kłamstw i alegorii jakimi karmi nas niespełna siedemćdziesięciotysięczne miasto z jedną galerią handlową?